Miniony tydzień spędziłem z drużyną Team DSM w Alpach na tamtejszym wyścigu Tour of the Alps. W kalendarzu wypada on dwa tygodnie przed niezwykle ważnym dla każdej drużyny Giro d’Italia. Z tego też powodu ściganie w Alpach daje miarodajną ocenę formy przed tym, co czeka nas w maju. Jak wypadliśmy? Dowiecie się tego z poniższego tekstu.
Tour of the Alps to pięcioetapowy wyścig rozrywany w północnych Włoszech oraz Austrii. Nie ma tu miejsca na płaskie etapy sprinterskie. Wyścig, choć krótki, składa się z samych wymagających górskich etapów, na których sprawdzić mogą się kolarze szykujący formę na nadchodzące Giro d’Italia. Z takim też zamiarem udaliśmy się na tegoroczną edycję.
Rezultat przerósł nasze oczekiwania. Podczas 5-ciu etapów udało nam się trzy razy zameldować w najlepszej dziesiątce etapu, dwa razy zająć trzecie miejsce oraz raz drugie. Jednakże to nie miejsca etapowe są największym powodem do radości. Poprzez rozsądną i umiejętną jazdę przez cały tydzień, doprowadziliśmy do sytuacji, w której Romain Bardet przed ostatnim etapem tracił zaledwie 2 sekundy do lidera kwalifikacji generalnej – Pello Bilbao. To właśnie 5-ty etap miał wszystko rozstrzygnąć.
I rozstrzygnął. W najlepszym możliwym stylu. Romain Bardet oraz Thymen Arensman dali prawdziwy popis jazdy w górach. Efekt? Bardet wygrał cały wyścig, a Thymen wskoczył na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej zgarniając białą koszulę dla najlepszego młodzieżowca. Dla prześledzenia szczegółów tego etapu, jak i całego wyścigu, polecam odwiedzenie jakiegokolwiek serwisu kolarskiego. Naprawdę jest o czym czytać.
Ciężko byłoby mi wyobrazić sobie lepiej spędzony tydzień w kolarstwie niż ten, który właśnie się kończy. Pod kątem terapii pracy nie było wiele, a zawodnicy są w pełni przygotowani na jedną z najważniejszych dla nas imprez sportowych tego sezonu. Początek 6 maja.
Ja tymczasem wracam na ostatni tydzień kwietnia do gabinetu, gdzie mam nadzieję zakończyć leczenie u wielu pacjentów. Najbliższe wolne terminy dla nowych pacjentów zaczynają się w czerwcu, około tydzień po moim powrocie z Giro.