Mija dokładnie tydzień od mojego powrotu z Arabii Saudyjskiej, gdzie miał miejsce mój pierwszy wyścig kolarski w sezonie 2024 – AlUla Tour. We wpisie tym zamieszczam krótkie podsumowanie z tego wyjazdu.
AlUla Tour jest wyścigiem kategorii 2.1, rozgrywanym w regionie miasta AlUla, w zachodniej części Arabii Saudyjskiej. Jest to stosunkowo nowy wyścig w kolarskim kalendarzu, gdyż tegoroczna edycja była dopiero czwartą w historii. Ostatni raz BORA-hansgrohe była uczestnikiem tego wyścigu dwa lata temu, podczas drugiej edycji. Na podstawie usłyszanych historii osób, które powracały po raz kolejny do Arabii Saudyjskiej, można jednoznacznie stwierdzić, że Saudyjczycy z roku na rok starają się poprawić pod kątem atrakcyjności, organizacji i rozwiązań logistycznych w obrębie swojego wyścigu.
Podobny trend można obserwować w zakresie rozwoju całego kraju. Arabia Saudyjska rozwija się w bardzo dynamicznym tempie. Drogi, które jeszcze dwa lata temu były piaszczyste, teraz pokryte są szerokim i równym asfaltem, którego może pozazdrościć wiele regionów w Europie. W ostatnich latach Saudyjczycy postawili duży priorytet na popularyzację swojego kraju pod kątem sportu i turystyki. W tym celu, wzdłuż głównych dróg praktycznie w każdym miejscu zbudowane są specjalne ścieżki rowerowe, które umożliwić mają mieszkańcom tego kraju uprawianie kolarstwa. O rozwoju piłkarskiej ligi w Arabii Saudyjskiej nie trzeba chyba wspominać. Każdy, kto chociaż trochę interesuje się piłką nożną wie, jakie nazwiska i za jakie pieniądze zdecydowały się przybyć do Arabii Saudyjskiej, by grać tam w piłkę. To wszystko brzmi i wygląda naprawdę imponująco, jednakże w popularyzacji tego regionu przeszkadza jeden istotny czynnik – klimat i jego temperatura.
Arabia Saudyjska jest krajem pustynnym. W regionie AlUla, na zachodzie, kraj jest wręcz pustynno-skalisty. Gdzie nie spojrzeć, na horyzoncie znaleźć można skaliste płaskowyże, które są pozostałością obecności oceanu w tym miejscu tysiące lat temu. Z jednej strony mamy równe i szerokie autostrady z równoległymi do nich traktami rowerowymi, z drugiej strony, zaraz obok piasek i skały sięgające po sam horyzont. Amplituda temperatur, jak na kraj pustynny, jest tu bardzo duża. Luty jest miesiącem zimowym w Arabii Saudyjskiej. Średnia temperatur w okresie zimowym przeważnie wynosi tu około 20 stopni Celsjusza. My jednakże trafiliśmy na wyjątkowo zimny tydzień. Nad ranem temperatura spadała do -1 stopnia. W dzień natomiast wahała się między 13 a 18 stopniami. Temperatura odczuwalna uwarunkowana jest tam w olbrzymiej części od słońca. W dzień pochmurny 13-18 stopni Celsjusza plus wiatr, który na pustyni był nieodzownym elementem powodowało, że kurtka lub bluza były koniecznością. W dzień słoneczny z kolei, wiatr dawał przyjemną równowagę względem silnych promieni słonecznych, przez co krótkie spodenki i koszulka były idealnym wyborem. W okresie letnim średnia temperatur wynosi tam powyżej 40 stopni. Należy wziąć w tym okresie pod uwagę amplitudę temperatur pomiędzy nocą i dniem. Taki stan rzeczy znacznie utrudnia ludziom uprawianie wszelkich sportów w ciągu dnia. Wszyscy wówczas czekają raczej na zachód słońca, kiedy temperatura spada poniżej 30 stopni Celsjusza. Biorąc to pod uwagę łatwo sobie wyobrazić, że uprawianie dyscyplin sportowych, które wymagają kilkugodzinnego wysiłku jest w tym kraju niezwykle trudne, pomimo starań rządu i rozbudowy infrastruktury.
Dla mnie był to pierwszy pobyt w Arabii Saudyjskiej. Do tej pory na Półwyspie Arabskim byłem jedynie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Cieszę się, że pomimo ponad dziesięcioletniego stażu w kolarstwie, wciąż co jakiś czas znajdują się wyścigi w moim programie, które są dla mnie okazją do zobaczenia nowych miejsc i poznania nowych kultur. Traktuję to jednak wyłącznie jako ciekawostkę, gdyż praca w trakcie wyścigu kolarskiego nie pozwala na zbyt dużo czasu wolnego. Cieszyłem się przede wszystkim, że w odróżnieniu do mokrej i zimnej aury w Polsce, mogłem co rano wyjść w krótkich ciuchach i zrobić trening biegowy z niskiej wilgotności powietrza. Brakowało mi tego od wielu miesięcy.
Pod kątem sportowym przyjechaliśmy na ten wyścig w okrojonym składzie. Już przed wyjazdem okazało się, że z 7-osobowego składu dwóch kolarzy pozostanie w domu z powodu choroby. Byli nimi Marco Haller i Jordi Meeus. Nieobecność tego drugiego sprawiła, że musieliśmy całkowicie porzucić pierwotną strategię na ten wyścig. Brak sprintera na 5-etapowym wyścigu, z którego 3 etapy były skrojone pod finisz sprinterski spowodował, że jedynym rozwiązaniem była próba osiągnięcia dobrego wyniku w klasyfikacji generalnej. Na kształt końcowej klasyfikacji generalnej w dużej mierze wpływał ostatni etap, który był jedynym zawierającym krótki, aczkolwiek bardzo stromy podjazd w końcowej części. To na nim peleton się rozerwał i to właśnie tam utrata cennych sekund kosztowała kolarzy utratę miejsc w klasyfikacji generalnej. W naszym przypadku wyszło to całkiem przyzwoicie. Matteo Sobrero zrobił co mógł i przyjechał na metę z 7-sekundową stratą do zwycięzcy etapu (i jak się okazało całego wyścigu) Simon’a Yates’a. W klasyfikacji generalnej stracił tym samym łącznie 12 sekund i zakończył wyścig na 4-tej pozycji. Co cieszy – ogólna dobra dyspozycja naszego 5-osobowego składu pozwoliła na zwycięstwo w klasyfikacji drużynowej całego wyścigu.
Pod kątem medycznym obyło się bez większych problemów zdrowotnych. Wszystkie terapie skupiały się w obrębie poprawy funkcjonowania organizmów po długiej podróży i przygotowania wszystkich do pierwszego wyścigu w sezonie. Był to dla mnie dobry, choć krótki czas na mentalny odpoczynek od trudów pracy w gabinecie. Zawodnicy są przyzwyczajeni do sesji terapeutycznych u fizjoterapeutów i osteopatów. Z tego powodu praca z ich ciałami jest dla mnie miłą odskocznią od codziennych problemów gabinetowych u ludzi, którzy w codziennym życiu niespecjalnie zwracają uwagę na zdrowy tryb życia. Różnica w terapii jest olbrzymia. Stoi za nią nie poziom wytrenowania, a raczej ogólna świadomość tego, co dzieje się z ich organizmami.
Wciąż zasmuca mnie i zdumiewa niski poziom świadomości zdrowotnej ludzi w moim regionie. U niektórych naprawdę wystarczyłoby poprawić kwestię odżywiania, snu, suplementacji i dodania odrobinę CODZIENNEGO ruchu, aby nie musieli korzystać z usług fizjoterapeuty. Bardzo często jednak próby edukacji porównać można do uderzania głową w mur. Są ludzie, którzy wolą wydać kilkaset złotych na terapie zamiast spróbować na codzień zwolnić, wypić odpowiednią ilość wody i znaleźć czas na aktywność ruchową, do której nasze ciała zostały stworzone i dzięki której odnajdują mechanizmy autoregulacyjne – Te zaś w dużej mierze potrafią wywołać cuda. Zastanówcie się jak często słyszeliście od innych o tym, jak ich bóle minęły po tym, gdy zaczęli się trochę ruszać i dbać o siebie. Wnioski nasuwają się same.
Co dalej? Prawie do końca marca pracuję w gabinecie w Chojnicach. Następnie kwiecień będzie dla mnie najbardziej intensywnym okresem w tym roku pod kątem wyjazdów. O tym jednakże pisać będę na bieżąco w przyszłych miesiącach.